Przejdź do treści

Instytut Staszica: Nie jesteśmy skazani na jednego partnera

Od kilkunastu lat, mimo ponawianych zapowiedzi, Polska nie może doczekać się budowy elektrowni atomowej. Chociaż rząd deklaruje, że sprawa wyboru wykonawcy jest już na ostatniej prostej, to – mimo zapowiedzi przyspieszenia prac – program atomowy znowu może utknąć na lata. Powodem może być przyjęta metoda wyboru wykonawcy, niosąca ze sobą rozliczne ryzyka – alarmują eksperci Instytut Staszica, których stanowisko publikujemy poniżej.

W ocenie wielu ekspertów to amerykańska oferta jest faworytem wśród trzech złożonych. Zainteresowanie budową „dużego atomu” w naszym kraju wyrazili również Koreańczycy i Francuzi.

We wrześniu br. konsorcjum amerykańskich firm Westinghouse i Bechtel przekazało minister klimatu i środowiska studium dotyczące budowy elektrowni jądrowych. Studium to zostało opracowane za pieniądze rządu USA i z jego wsparciem w zakresie finansowania inwestycji. Widać zarazem sygnały z Waszyngtonu, które mają skłonić Polaków do przyjęcia opcji „100 proc. USA w dużym atomie”.

Minister klimatu i środowiska Anna Moskwa mówiła o rozstrzygnięciu procesu wyboru jeszcze w tym roku. Jest dosyć prawdopodobne, że decyzja będzie dotyczyć jedynie budowy elektrowni w Lubiatowie-Kopalinie, w pierwszej z dwóch planowanych lokalizacji. Teoretycznie pozostawia to pole do dalszych rozmów z trzema partnerami, ale w praktyce może być początkiem problemów, które oddalą wizję „dużego atomu” w Polsce.

Z dużym prawdopodobieństwem można ocenić, że decyzja taka zostanie zablokowana przez Komisję Europejską, jako podjęta z pominięciem zasady konkurencyjnego postępowania. Wskazany wykonawca nie będzie więc mógł zacząć budowy elektrowni w terminie pozwalającym na uruchomienie pierwszego reaktora w 2033 r., zgodnie z rządowymi planami.

Dlaczego KE może zablokować polski atom?

Jakich argumentów może użyć Komisja Europejska? Przede wszystkim tego, że wybór dostawcy technologii elektrowni jądrowych, od jego „odmrożenia” w 2020 r. po wieloletnim zastoju, prowadzony był sposób całkowicie jednostronny. Tylko z USA zawarto międzyrządową umowę umożliwiającą złożenie formalnej oferty. Tylko amerykańskie firmy otrzymały dane pozwalające na przygotowanie szczegółowej propozycji. Zaś kluczowy dokument na drodze przygotowań do budowy pierwszej elektrowni – raport o oddziaływaniu na środowisko – przygotowany został jedynie z uwzględnieniem technologii amerykańskiej.

Trzeba przypomnieć, że w tym samym czasie Czesi zorganizowali przetarg na dostawcę technologii z udziałem trzech oferentów, a jego warunki wynegocjowali wcześniej z Komisją Europejską, właśnie po to, aby uniknąć podobnych blokad. Ponadto, zgodnie z obowiązującymi w UE regułami, wybór przez kraj członkowski wykonawcy tego typu inwestycji z pominięciem konkurencji musi być uzasadniony. Takim uzasadnieniem może być fakt, że tylko jeden dostawca dysponuje odpowiednią technologią, że inwestycja jest kontynuacją wdrażania wybranej już uprzednio technologii lub też że tylko jeden dostawca zainteresowany był współpracą. Żadna z wymienionych przesłanek nie zaistniała w przypadku Polski.

Patrząc na kwestię rozstrzygnięcia ws. elektrowni atomowej, trzeba brać pod uwagę kontekst geopolityczny, w tym relacji Polski z europejskim partnerami. Należy pamiętać, że wpisanie atomu do taksonomii UE wiosną tego roku było zwycięstwem koalicji krajów naszego regionu, które nie byłoby możliwe bez politycznego wsparcia Francji – na kontrze do Niemiec, niechętnych energetyce jądrowej. Fakt, że Polska w ogóle nie uwzględniła europejskiej oferty w swoim programie energetyki jądrowej zostanie przez Niemcy wykorzystany na niekorzyść Polski.
Czy oznacza to, że jesteśmy skazani na odrzucenie oferty USA i na wybór oferty francuskiej? Nie – najrozsądniejszym wyjściem wydaje się zrównoważenie programu, który wszak zakłada budowę dwóch elektrowni. Niech jednym z partnerów będzie partner europejski. Szczególnie, że za wyborem dwóch technologii przemawia wiele racjonalnych argumentów: przede wszystkim możliwość przyspieszenia budowy elektrowni jądrowych, a także to, że równoległa budowa dwóch elektrowni ogranicza ryzyko opóźnień lub (w skrajnym przypadku) niepowodzenia i porzucenia budowy.

Równoległa współpraca z dwoma partnerami pozwala też na zbieranie ze strony zamawiającego doświadczeń ze współpracy z różnymi wykonawcami (lub grupami wykonawców) i przenoszenie najlepszych praktyk na równoległy projekt. Należy też tu wspomnieć o swoistej konkurencji pomiędzy wykonawcami elektrowni, dążącymi do możliwie szybkiego i możliwie bezproblemowego ukończenia ich budowy, a więc rywalizującymi niejako o względy zamawiającego elektrownie państwa. Co ważne; wybór różnych partnerów z innych krajów do budowy elektrowni jądrowych może nieść za sobą korzyści natury politycznej, gdyż decyzja taka zawsze oznacza stworzenie silnej i długotrwałej politycznej więzi z krajem dostawcy technologii, szczególnie że projekt tej skali zawsze prowadzony jest w udziałem państwa (np. poprzez jego finansowanie, lub też ze względu na udział firm państwowych).

Decyzja, którą podejmie polski rząd, będzie rodzić doniosłe skutki na kilku płaszczyznach. Trafność wyboru technologii i wiarygodnego partnera (bądź partnerów) wpłynie na skuteczność budowy w Polsce energetyki opartej o nisko- i zeroemisyjne źródła. Uwzględnienie przy wyborze dwóch kluczowych dla Polski relacji geopolitycznych – z Unią Europejską i ze Stanami Zjednoczonymi – pozwoli na prowadzenie zrównoważonej, korzystnej dla kraju polityki, co w sytuacji wojny na Ukrainie ma ogromne znaczenie dla naszego bezpieczeństwa i stabilnego rozwoju.

Udostępnij